W imię ojca

Nigel+Clough+Huddersfield+Town+v+Derby+County+uOoHDVnxvR6x

Gdy ma się sławnego ojca, życie w jego cieniu nie należy do łatwych. Jeszcze trudniej jednak z tego cienia wyjść. A już najgorszy przypadek ma miejsce wówczas, gdy jesteś Anglikiem, a twój dowód osobisty sygnuje nazwisko Clough.

***

Patrząc na Nigela, widzi się Briana. Obaj Cloughowie mają wąsko rozstawione, małe oczka i księżycową twarz. Do tego, zarówno jeden jak i drugi byli napastnikami, którzy potem zajęli się trenerką. Z bardzo różnym jak na razie skutkiem.

Numer 9

Sam ojciec bardzo szybko próbował wypchnąć go z tego cienia, wystawiając na oślepiające słońce. A raczej oślepiający blask fleszy. Nigel był jeszcze nastolatkiem, gdy parafował zawodowy kontrakt w prowadzonym wówczas przez ojca Nottingham Forest. Nieprzychylnie postrzegany wszędzie, a już szczególnie źle w sporcie, nepotyzm mało interesował Briana. Mógł sobie pozwolić na wszystko, gdyż w mieście Robin Hooda miał status Boga – luksus spowodowany zdobyciem zaledwie kilka lat wcześniej dwóch Pucharów Europy. Rok po roku. Tak więc, bez ceregieli, sławny menedżer określił swojego potomka „Numerem 9”, co sugerować miało, iż kolejny z rodu Cloughów zostanie bramkostrzelnym napastnikiem. Ojciec w krótkiej przygodzie zawodniczej strzelił grubo ponad 200 goli, co z lubością zresztą podkreślał na treningach.

brian_nigel

Nigel miał pecha. Urodził się trochę za późno. Za późno, gdyż ominął go aktywny udział w największych sukcesach ery jego taty. Gdy Forest dominowało w Europie, napastnik był jeszcze młodzieńcem. Szansa nadeszła po przeżyciu 18 wiosen. „Numerem 9” został w 1984 roku, choć snajper potrzebował jeszcze niemal dwóch sezonów, by zacząć stanowić o sile ekipy z City Ground. The Reds coraz rzadziej jednak nawiązywali do wielkiej formy z przełomu lat 70′ i 80′. Nottingham Forest ciągle co prawda zaliczane do faworytów, z każdym kolejnym rokiem pogarszało ligową pozycję. Klasę zachowywano w pucharach, a prym wiódł nie kto inny jak Nigel. Eksperci zachwycali się mobilnością oraz dużą boiskową inteligencją latorośli Briana. Numer 9 dwukrotnie uhonorowano tytułem gracza roku Forest. W 1986 i 1989 roku, chociaż najlepszy występ przypadł 12 miesięcy wcześniej. W ćwierćfinale FA Cup naprzeciwko jednokrotnym mistrzom Anglii stanął Arsenal. Clough co prawda bramki nie strzelił, ale każda groźna akcja drużyny z Nottingham przechodziła przez jego prawą nogę. Był to występ dla niego bezbramkowy, ale okraszony dwoma asystami, z czego ostatnia miała w sobie znamiona magii.

Nigel Clough nie należał do typowych napastników z tamtego okresu. Zamiast wybijania zębów i łamania nóg jak Joe Jordan, wychowanek Forest wolał korzystać z głowy w inny sposób. Lubił cofać się do środkowej linii, rozpoczynając, zazwyczaj prostopadłym, dopieszczonym podaniem ofensywne akcje. Nietypowy dla angielskiego „kick and rush” styl nie przeszkodził Cloughowi strzelać mnóstwa bramek. Ogółem, przez dziewięć lat terminowania w Nottingham, strzelił ich 131. Plasuje go to na drugim miejscu w tabeli wszech czasów najlepszych strzelców The Reds. Lepszy jest tylko Grenville Morris, który jednak straszył bramkarzy w prehistorycznych dla futbolu czasach – dwóch pierwszych dekadach XX wieku.

Tak się akurat złożyło, że koniec obu Cloughów w Nottingham przypadł na ten sam rok. 1993. Brian, ogarnięty już zaawansowanym alkoholizmem, spuścił Forest do drugiej ligi. Ligi zdecydowanie zbyt słabej dla Nigela, wtedy reprezentanta kraju. Batalię o uczestnika Euro 1992 wygrał Liverpool. Greame Souness, ówczesny menedżer The Reds, miał wielkie oczekiwania wobec Anglika. Świadczy o tym przypisanie Numerowi 9 koszulki z, tym razem, siódemką na plecach. Liczbą magiczną dla fanów z The Kop, jak 10 dla Argentyńczyków, czy 3 dla sympatyków AC Milan. Szczęśliwą siódemkę wcześniej reprezentowali bowiem Kenny Dalglish oraz Kevin Keegan. Teraz natomiast – Nigel Clough. Początkowo wydawało się, że był to wybór ze wszech miar słuszny. Anglik zaliczył bardzo dobry start w LFC, zdobywając dublet przeciwko Sheffield Wednesday oraz raz trafiając z Queens Park Rangers. Potem nastąpiła jednak pięciomiesięczna posucha. Pustkę wypełnił Robbie Fowler – nieokrzesane, choć kochane dziecko Anfield Road, stanowiący idealne uzupełnienie nietykalnej legendy, Iana Rusha. 18-latek szturmem przedarł się do pierwszego składu i okopał w nim na dłużej. By zwiększyć szansę na regularną grę, Souness cofnął Clougha bliżej środkowej linii. Choć Nigel wielkiej kariery w mieście Beatlesów nie zrobił, zapisał się w pamięci kibiców wspaniałym występem przeciwko wielkiemu rywalowi The Reds – Manchesterowi United. Zapamiętano go jako zdobywcę dwóch fantastycznych bramek w spotkaniu, określanemu dzisiaj mianem klasyka.

Początkiem końca Nigel Clougha na Merseyside było odejście Sounessa. Nowy trener, Roy Evans, niespecjalnie widział wychowanka Nottingham Forest w swoich długofalowych planach. Sezon 1994/1995 to tylko dziesięć występów. Za rekordową sumę sprowadzono wówczas Stana Collymore’a. W rezultacie, rundę jesienną reprezentant Anglii zamknął zaledwie dwoma meczami. To był jasny sygnał. Nadszedł czas, żeby zwijać manatki. W styczniu 1996 roku 30-latka z otwartymi rękoma przyjął Manchester City. Romans, choć teoretycznie dwuletni, w praktyce trwał bardzo krótko. Przez to, że nowy klub napastnika spadł z Premier League. Już sześć miesięcy po związaniu się umową z Obywatelami, Clough powrócił, na wypożyczenie, do Nottingham Forest. Na darmo, bo w niczym już nie przypominał dawnego, żwawego młodzieńca z szerokim uśmiechem. Po epizodzie w Sheffield Wednesday oraz powrocie do Manchesteru, w 1998 roku dwukrotny zdobywca Pucharu Ligi zakotwiczył na 4,5 tysięcznym Eton Park. W Burton. Klubie występującym sześć klas rozgrywkowych poniżej Premiership.

Podążać utartym szlakiem

W środkowej Anglii Clough pracował niemal 11 lat, z czego niemal 10 bawiąc się w grającego menedżera. Z Burton zaliczył dwa awanse, co zwróciło uwagę w sąsiednim hrabstwie Derbyshire. Największy tamtejszy zespół mało skutecznie otrząsał się ze spadku, po jednym z najgorszych sezonów w historii, z Premier League. Andrew Appleby, prezes Derby County, szukając następcy Paula Jewella, zwrócił uwagę na doskonale znane sobie nazwisko. Niemal 40 lat wcześniej inny Clough doprowadził bowiem The Rams do premierowego mistrzostwa Anglii oraz półfinału Pucharu Mistrzów. A zaczynał z końca tabeli drugiej ligi. Liczono, że historia zatoczy koło i kolejny Clough, jeśli nie powtórzy wyczynu ojca, to przynajmniej powróci do najwyższej klasy rozgrywkowej. Zaczął wspaniale – od pokonania w pucharach urzędującego mistrza Anglii, Manchester United. Wydawało się, że duch świetności Briana Clougha znów nawiedzie Pride Park. I przy okazji pomnik Old Big ‚Eada, stojący przed stadionem. Okazało się jednak, że były to jedynie miłe złego początki.

brian-clough-nigel_1218170c

Póki co, żaden awans nie miał miejsca. I nie zapowiada się, żeby w najbliższym czasie sytuacja uległa zmianie.

3 sierpnia Nigel Clough rozpocznie czwarty sezon jako menedżer Derby County. Brian, po takim czasie, zdołał wprowadzić Derby do pierwszej ligi, by w piątym roku pracy sięgnąć po mistrzostwo. Szczytowym osiągnięciem jego syna jest jak dotąd 10 miejsce w Championship i zaklepanie ponad 50, w większość nieudanych, transferów. Gdy masa nowych zawodników nie sprawdza się w klubie, szczególnie w mało komfortowej sytuacji finansowej, normalnie część odpowiedzialności spada na szefa skautów. W Derby jednak nikt gwałtownych ruchów nie robi. Przynajmniej nie w tym sektorze. Skautingiem bowiem zajmuje się Simon Clough, pierworodny Briana, starszy brat Nigela. Podobno nadaje się, bo – wedle słów menedżera – oglądają razem futbol od ponad 40 lat.

Przed nadchodzącym sezonem kadra Derby nie pozwala myśleć o awansie. Z nowych graczy nadzieję na lepsze jutro daje tylko Johnny Russel, autor 20 bramek dla Dundee w zeszłym sezonie Scottish Premier League.

Jabłko inne od jabłoni

Brain pewnie zazdrościł synowi kariery zawodniczej. Tak, jak Nigel chciałby osiągnąć w trenerce chociaż ułamek tego, co ojciec. Dlaczego więc dotychczas nie udało się? Gdy starszy z Cloughów miał 48 lat, był już na szczycie. Czego brakuje obecnemu menedżerowi Derby?

Darren Wassall dobrze poznał dwa pokolenia Cloughów. Pod wodzą Briana grał przez sześć lat w Nottingham Forest, natomiast z Nigelem współpracuje od 2000 roku. Były obrońca dostrzega wiele podobieństw między ojcem a synem. Obaj niezwykle ambitni, zawzięci, walący prawdę prosto w oczy. O tym ostatnim dobitnie przekonał się Tomasz Cywka. Polak przez dwa lata terminował u Anglika, ale raczej złotymi zgłoskami nie zapisał się w pamięci bossa. Po nieudanym meczu z Portsmouth, w lutym 2011 roku, Anglik grzmiał:

„On [Cywka] jest bardzo niedoświadczony i mało bystrym piłkarzem…może wracać do Wigan, czy skąd on tam przyszedł. Mało mnie to obchodzi, dopóki nie nauczy się grać”.

Rok wcześniej o charakterku Clougha mógł co nieco powiedzieć Billy Davies, trener…Nottingham Forest. W czasie wygranego 1-0 przez Derby meczu, doszło między dwoma zespołami do przepychanki, podczas której, co zostało nagrane, opiekun The Rams kopnął, w sposób chamski, od tyłu, swojego vis-à-vis w kolano.

Niedługo potem Nigel Clough był nawet poważnym kandydatem na sukcesora Daviesa. Włodarze z City Ground uznali jednak, że ciężar oczekiwań związany z legendarnym w Nottingham nazwiskiem to na razie zbyt poważne wyzwanie dla syna Briana.

Innym razem prezes Appleby pomyślał, że jego pracownikowi przydałaby się pomoc w postaci dyrektora sportowego. Szef Derby zaordynował nawet spotkanie Clougha z kandydatem, Rossem Wilsonem. Autorytarny charakter 48-latka nie zniósł najlepiej tej rozmowy. Wystarczy relacja jednej z gazet, powołującej się na sprawdzone źródło:

„Ross Wilson ma 28 lat. Nigel działa w futbolu dłużej, niż on żyje. Nie musi być trzymany za rączkę.”

***

Nigel Clough w prowincjonalnym Burton spędził 11 lat. Magia nazwiska powodowała, że wielokrotnie mógł odejść do lepszych lig. Do lepszych drużyn, do większych pieniędzy. Bardzo długo jednak były napastnik Liverpoolu wstrzymywał się z rozpoczęciem pracy w znanym klubie. Chociaż z ojcem łączy go bardzo wiele, nie posiada on jednej, istotnej cechy, będącej kwintesencją Old Big Heada. Charyzmy. Naturalnego luzu. Można śmiało założyć, że na rodzinnych imprezach to Brian był wodzirejem, a Nigel zrzędzącym z boku ponurakiem.

Początkowo Anglik miał dylemat, czy wziąć robotę na Pride Park. Przed śmiercią w 2004 roku, Brian Clough wielokrotnie mawiał: nigdy się nie cofaj. Nigel czuł jednak, że w Derby jest niedokończony biznes. Niedokończony, bo nie pozwolono dokończyć dzieła jego tacie, niesprawiedliwie zwolnionemu w 1973 roku.

Nikt dzisiaj w środkowej Anglii nie wymaga od Nigela Clougha podobnych osiągnięć co ponad 40 lat temu. Włodarze chcą spokojnego utrzymania, on sam zaś mierzy w play-offy. Menedżer Derby wie, że nie powtórzy już wyczynów swojego wspaniałego niegdyś poprzednika. Chce jednak dotrzeć z The Rams tam, gdzie ich miejsce. Do Premier League. W imię ojca .

Tomasz Gadaj

Pin It