Inter Mediolan – klub, który jeszcze w 2010 roku świętował zwycięstwo w Lidze Mistrzów, dziś znajduje się po zupełnie drugiej stronie barykady. Obecny sezon może już spisać na straty – wszak w Serie A zajmuje dopiero 8 miejsce nieuprawniające nawet do gry w Lidze Europy (dwa punkty straty do Lazio i cztery do Udinese). Jakby tego było mało, na pół roku z gry wypadła żywa legenda ,,Nerazzurrich” – prawie 40-letni Javier Zanetti. Jednak to nie koniec złych wieści dla sympatyków Interu…
W kwietniu klub poinformował o transferach pięciu nowych zawodników, którzy po sezonie trafią na San Siro. Wśród nich: Mauro Icardi i Ruben Botta. Młodzi, ofensywnie usposobieni zawodnicy, którzy mają zapewnić mediolańczykom powiew świeżej krwi. Jednak ,,klątwa Interu” zdążyła już odcisnąć na nich swoje piętno, bowiem obaj od czasu ogłoszenia owej informacji zostali kontuzjowani. Co prawda niegroźny uraz Icardiego nie niesie za sobą żadnych konsekwencji, ale zerwane więzadła Botty stawiają jego przenosiny do Włoch pod dużym znakiem zapytania. Pewne jest, że skrzydłowy Tigre przez najbliższe pół roku nie pojawi się na boisku, a biorąc pod uwagę, że Interowi pali się grunt pod nogami – działacze wolą nie ryzykować i prawdopodobnie zrezygnują z Argentyńczyka. Z drugiej strony, 23-letni pomocnik miałby trafić do Mediolanu na zasadzie wolnego transferu, więc moim zdaniem, warto mimo wszystko spróbować doprowadzić jego przeprowadzkę do Włoch do skutku.
W przypadku Icardiego, mówi się o transferze za ok. 15 mln €, co jak na zawodnika, który w 29 meczach zdobył dla Sampdorii 9 goli (w tym 4 w meczu z beznadziejną Pescarą) wydaje się kwotą nieco wygórowaną. Drugim zawodnikiem, za którego trzeba było zapłacić jest 20-letni Diego Laxalt, lewy pomocnik Defensoru Montevideo. Kosztował tylko 2,5 mln €, co z kolei nawet w przypadku ,,niewypału” nie wiąże się ze zbyt dużą stratą finansową. Nie rozprawiajmy teraz jednak o słuszności tych transferów – czas na ich ocenę jeszcze nadejdzie, ale jedno jest pewne – zarówno Laxalt, jak i Marco Andreolli oraz Hugo Campagnaro, czyli pozostała dwójka zakontraktowana przez ,,Nerazzurrich”, nie może spać spokojnie. Granice pecha, biorąc pod uwagę ostatnie wydarzenia w tym klubie, wydają się bowiem nie mieć końca i wiadomości o ewentualnych kolejnych urazach (czego oczywiście nikomu nie życzę) nikogo już w Mediolanie nie zdziwią.
Warto jeszcze zauważyć, że przed meczem z Palermo ze składu wypadł Walter Samuel, który w tym sezonie częściej przebywa w gabinecie lekarskim, niż na boisku, a po spotkaniu z Sycylijczykami na problemy z mięśniem uda uskarżał się Matias Silvestre, w efekcie czego wypadł z gry do końca sezonu. Tym samym lista kontuzjowanych w Interze poszerzyła się o kolejne nazwiska i na chwilę obecną wygląda następująco: wspomniani Samuel, Zanetti, Silvestre oraz Diego Milito, Rodrigo Palacio, Antonio Cassano, Yuto Nagatomo, Dejan Stankovic, Walter Gargano, Gaby Mudingayi, Joel Obi i Luca Castelazzi. Gdy dodamy do tego obecną sytuację ekipy Stramaccioniego w tabeli, postawę w ostatnich ośmiu kolejkach (6 porażek przy tylko 2 zwycięstwach) oraz czarne chmury, które unoszą się nad niebiesko-czarną częścią Mediolanu, możemy realnie zakładać, że w przyszłym sezonie ten 105-letni klub będzie rywalizował na zaledwie dwóch frontach. W obrębie Italii.
W podobnej, choć mimo wszystko nieco lepszej sytuacji, kilka sezonów temu znalazł się AC Milan – w 2008 roku zajął dopiero 5 miejsce w Serie A. W klubie nastąpiła mała rewolucja – pozbyto się kilku zaawansowanych wiekowo zawodników, a w ich miejsce sprowadzono w kolejnych latach m. in. Thiago Silvę, Abate, Ibrahimovicia, Cassano czy Robinho. Efekt? W 2011 roku ,,Rossoneri” mogli świętować długo oczekiwane scudetto i ponownie poczuć dominację nad największymi rywalami – Interem i Juventusem. Czy podobną drogą podążą ,,Nerazzurri”?
Wiktor Dynda